poniedziałek, 25 listopada 2019

Video hity 1988 – zestawienie z magazynu „Ekran”, nr 52 z 29 XII 1988 r.

Obecne pokolenie ma wszystko pod ręką i to dosłownie. Wystarczy że wpisze w przeglądarce internetowej dowolny tytuł płyty z muzyką czy filmu i w większości wypadków natychmiast i za darmo może go posłuchać czy oglądać. Takiego luksusu nie miało jednak pokolenie do jakiego należę, a więc pokolenie urodzonych w latach 60., którego młodość przypadła na lata 80. XX w.

Jednak w tamtym czasie dostęp do muzyki i filmów w ogarniętej kryzysem gospodarczym i izolowanej na arenie międzynarodowej komunistycznej Polsce nie był taki sam. Dużo łatwiej, choć znowu nie aż tak łatwo jak obecnie, można było pozyskać nowe płyty do nagrania czy posłuchania. Działo się tak, gdyż zachodnie płyty z muzyką popularną prezentowano regularnie na antenie Polskiego Radia, choć oczywiście można by mieć wiele uwag co do ich doboru, ale jednak były dostępne. Natomiast zachodnie filmy, zwłaszcza wielkie produkcje amerykańskie, a zarazem najbardziej pożądane przez polską wygłodzoną publiczność, można było zobaczyć jedynie w kinach.

Innymi słowy, jak ktoś chciał posłuchać dobrej muzyki, to wystarczyło, że nagrał ją sobie w jednej z wielu ówczesnych audycji radiowych lub przegrał od kogoś znajomego. A jak chciał zobaczyć dobry film, to nie miał zbyt wielkiego wyboru i mógł zobaczyć jedynie to, co komunistyczna cenzura dopuściła na polski rynek kinowy. Oczywiście w radiu też była cenzura, ale jednak nie była ona taka dokuczliwa jak ta, która dopuszczała filmy na ekrany polskich kin. W całej tej sprawie dochodził jeszcze jeden czynnik, a mianowicie koszty. W PR prezentowano zachodnie płyty winylowe bez żadnych opłat licencyjnych, natomiast w polskich kinach starano się wyświetlać jedynie filmy legalnie zakupione prze państwo komunistyczne. Obok cenzury, to był właśnie główny powód niedostępności wielu tytułów filmowych na oficjalnym polskim rynku kinowym.

Ludzie z mojego pokolenia całą wiedzę o filmie czerpali głównie z wydawanych w Polsce magazynów filmowych takich jak „Film” i „Ekran”. Były też oczywiście nieliczne książki o filmie, pisane przez rodzimych dziennikarzy, np. Aleksandra Jackiewicza. Ten ostatni był autorem m.in. książki pt. „Mistrzowie kina współczesnego” (1977), którą wielokrotnie dokładnie studiowałem, a także opracowania „Kino na świecie” (1983). Jednak najczęściej książki te nie obejmowały opisów kina najnowszego, typowo komercyjnego, hollywoodzkiego, a więc tego najbardziej pożądanego przez złaknioną masowej rozrywki filmowej publiczność.

Zmiany na rachitycznym polskim rynku filmowym przyszły wraz z erą magnetowidów jaka nastała na świecie w latach 80. Słowo magnetowid pochodzi o grecko-łacińskich słów oznaczających połączenie magnetofonu i wideo, a więc urządzenia do zapisu na taśmie magnetycznej sygnału wizyjnego i towarzyszącego mu sygnału fonicznego. Pierwsze urządzenia do zapisu wideofonicznego skonstruowało amerykańskie przedsiębiorstwo Ampex w 1953 r. W 1965 r. pojawiły się pierwsze magnetowidy do użytku domowego, a w 1971 ich seryjną produkcję uruchomił koncern Philips. Urządzenia te były jednak duże i nieporęczne dlatego przypominały duże magnetofony szpulowe, a na dodatek były bardzo drogie.

Rewolucja przyszła wraz z konstrukcją magnetowidów opartych na taśmie zamkniętej w kasetach. Równolegle patent taki opracowało kilka firm przy czym najpopularniejszymi systemami szybko stały się: Betamax firmy Sony i VHS firmy JVC. Produkt firmy Sony był lepszy jakościowo, ale był droższy, a taśma w kasecie była krótsza, co uniemożliwiało nagranie dłuższego filmu w całości. Z tego powodu na świecie przyjął się powszechnie system VHS (Video Home System) opracowany przez JVC w 1976 r. Kasety tej firmy dawały obraz gorszej jakości, ale były tańsze i umożliwiały nagranie na jednej kasecie dwugodzinnego filmu (a potem nawet dwóch takich filmów) dlatego stały się popularne wśród ludzi. Do ich upowszechnienia przyczynił się także przemysł pornograficzny wydający na nich swe dzieła.

W Polsce lat 70. magnetowidy szpulowe firmy Philips mieli tylko nieliczni, najczęściej ludzie władzy. Bardziej dostępny magnetowid stal się dopiero w formie VHS. Jednak na przeszkodzie jego upowszechnieniu na początku lat 80. stanął kryzys polityczno-gospodarczy. Pogrążył on Polskę przez całą dekadę w stagnacji i biedzie. To właśnie brak środków był główną przyczyną słabego przyjęcia się tej techniki w Polsce u progu dekady lat 80.

Pierwsze magnetowidy VHS pojawiły się w Polsce już w latach 1980-1982, ale wówczas - jak już wspomniano - na ich zakup stać było jedynie najbogatszych, najczęściej ludzi pracujących na Zachodzie lub mających tam krewnych. Większość z około trzech tysięcy działających wówczas w kraju magnetowidów znajdowała się zresztą w posiadaniu instytucji państwowych. Do masowej świadomości istnienie takich urządzeń wprowadzono dopiero w latach 1983-1984. Przełomowym momentem była prezentacja możliwości magnetowidu VHS (nagrywanie ulubionych programów, przewijanie, ponowne oglądanie itp.) w programie „Sonda” nadanym w TVP 29 XII 1983 r. Dokonano tego w odcinku „Video ‘83”. Przy tej okazji zaprezentowano także odtwarzacz płyt kompaktowych i system Dolby.

Pierwszy okres masowej mody na magnetowidy w PRL miał miejsce w latach 1985-1986. W tym czasie można było je już swobodnie kupić w sieci sklepów „Pewex” czy „Baltona”  w cenie od 400 do 500 dolarów. W stosunku do cen z 1981 r. kiedy takie urządzenia kosztowały po ok. 1000 dolarów był to znaczący spadek, jednak dla Polaka zarabiającego miesięcznie przeciętnie ok. 25-30 dolarów, były to niebotyczne ceny. Drogie były też same kasety VHS, które w tym czasie kosztowały po ok. 6 dolarów za sztukę.

To głównie z tego powodu nadal mało kogo w Polsce było stać na zakup magnetowidu i oglądanie filmów w zaciszu domowym. Za to ogromną popularnością cieszyły się publiczne pokazy filmów na kasetach VHS organizowane przez kluby studenckie i spółdzielnie osiedlowe. Oczywiście nie były to prezentacje z legalnych nośników, a pirackich kopii z pół amatorskimi polskimi tłumaczeniami. Ale atrakcja polegała na tym, że można było wreszcie zobaczyć filmy o jakich się czytało, a jakich nigdy nie można było zobaczyć w oficjalnych kinach w Polsce.

W tym czasie studiowałem i pamiętam jak sam uczestniczyłem a takich pokazach organizowanych przez studencki klub miłośników kina na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Jakość prezentowanych na jego pokazach kopii była dramatycznie niska, a cena wstępu dość wysoka, ale i tak cieszyły się one dużą popularnością. Pamiętam jak w 1987 r. udaliśmy się na prezentację zapowiedzianego przez organizatorów filmu Stanley’a Kubricka „Mechaniczna Pomarańcza” (1971). Przed projekcją okazało się, że nie zdołano go „załatwić”, a w zamian zgromadzonej publiczności zaprezentowano najnowszy film tego reżysera pt. „Full Metal Jacket” (1987). Odbyło się to jednak na kopii tak słabej jakości, że miejscami było widać tylko przemieszczające się plamy.

W połowie lat 80. Instytut Kinematografii za pośrednictwem podległych mu organizacji, głównie Centrali Dystrybucji Filmów zorganizował w kilku większych miastach w kraju (Warszawie, Krakowie, Katowicach i Gdańsku) państwowe wypożyczalnie kaset HVS z filmami. Wkrótce później, bo ok. 1987? r. taka państwowa wypożyczlania powstała także w Gliwicach w budynku dawnego browaru przy ówczesnej ul. Wieczorka (obecnie Siemińskiego, wcześniej Klasztornej). Niestety oferta tych wypożyczalni była bardzo uboga i ograniczała się do kilkudziesięciu tytułów. Przeważnie były to filmy dopuszczone już wcześniej do kin, a co gorsza, w większości były to obrazy polskie. Istniejąca lukę w rynku powoli zapełniła prywatna firma zajmująca się dostarczaniem kaset z filmami VHS na polski rynek. Mowa o powstałym w 1985 r. przedsiębiorstwie ITI Home Video. Jednak i ono w pierwszych latach nie miało zbyt wielkich możliwości, zwłaszcza finansowych, aby sprowadzić legalnie do Polski satysfakcjonujący kinomanów repertuar.

Z powyższych powodów począwszy od drugiej połowy lat 80. w kraju rozwijał się intensywnie piracki rynek wypożyczalni kaset wideo. Początkowo takie nielegalne wypożyczalnie kaset znajdowały się w prywatnych mieszkaniach i nie były oznakowane, więc jak ktoś chciał wypożyczyć z nich film musiał wcześniej uzyskać „dojście” do właściciela. Udostępniane w nich filmy najczęściej pochodziły z trzech źródeł: sprowadzano je z Niemiec, Związku Radzieckiego lub nagrywano z telewizji satelitarnej.

Ludzie zajmujący się takim udostępnianiem najczęściej jedynie dorabiali do swoich zarobków, stąd ich produkty były dość marnej jakości. Ale była też niewielka grupa zawodowych dystrybutorów bardziej starających się o jakość nagrań i tłumaczeń. To właśnie oni jako pierwsi organizowali profesjonalne tłumaczenia filmów, bardziej dbali o jakość kopii, a także wymieniali się z innymi podobnymi dystrybutorami, aby mieć większy asortyment filmów do udostępnienia. W takiej postaci, przegrane w kilkunastu kopiach filmy, z przygotowanej pirackiej „taśmy matki”, były potem sprzedawane w wybranych punktach, a najczęściej na bazarach. Ludzie je kupowali, a po obejrzeniu wymieniali się takimi kasetami z dystrybutorem na bazarze za niewielką opłatą lub za darmo pomiędzy sobą.

Takie pirackie kasety nie miały okładek z oryginalnych kaset, bo podrażałoby to koszty ich produkcji, a dodatkowo na jednej kasecie przeważnie nagrane były po dwa filmy. Najczęściej opisywano je oryginalnymi tytułami (oficjalnych polskich nie było), które dla wypożyczających i tak nic znaczyły, bo ich nie znali. Działo się tak, bo nie opisywano ich w ówczesnej polskiej prasie filmowej, a Internetu przecież nie było. W takich okolicznościach jedyne czym się kierowano, to opisem gatunku jaki reprezentował dany film, stąd  na każdej kasecie był dopisek: „sensacja”, „dramat”, „komedia”, horror itp. Pozwalało to niezorientowanym wybrać rodzaj filmu jaki chcą zobaczyć. Niesłabnącym powodzeniem cieszyła się także wszelka pornografia.

Władzom nie podobała się taka działalność, bo umożliwiała oglądanie ludności zakazanych filmów np. z serii z Jamesem Bondem, a także ze względów podatkowych. Z tego względu w połowie lat 80. na bazary i do zadenuncjowanych wypożyczalni wysyłano agentów Służby Bezpieczeństwa i urzędników skarbowych. Rychło okazało się że pionierami wideo piractwa w kraju byli ludzie powiązani z władzą i organizujący dla niej rozrywkę, więc sprawę wyciszono.

Pierwsze legalne prywatne wypożyczalnie na większą skalę pojawiły się w Polsce dopiero w 1988 r. Ich głównym zaopatrzeniowcem była stale rozrastająca się firma ITI Home Video. Dostarczaniem filmów na kasetach zajęła się także Centrala Dystrybucji Filmów działająca pod nazwą Przedsiębiorstwa Dystrybucji Filmów. W ten sposób pojawił się zestaw filmów z różnych gatunków jakie znalazły się potem w oficjalnych wypożyczalniach kaset VHS. Obok klasyki kina np. „Lot nad kukułczym gniazdem” znalazły się tutaj nowości np. „Koktajl”, hity np. „Powrót do przyszłości” liczne filmy azjatyckie i amerykańskie prezentujące walki karate, np. „Karate Kid”, w tym obrazy z Jakie Chanem. Ogólnie jednak wybór filmów, z różnych względów, cenzuralnych, finansowych i z powodu gustu wybierających, nie był zbyt zadowalający dla publiczności.

Z tego powodu prym w dystrybucji filmów w latach 1988-1990 nadal wiedli piraccy przedsiębiorcy. Doskonale widać to w prezentowanym tutaj zestawieniu ulubionych przez publiczność filmów na VHS za 1988 r. opublikowanym w magazynie „Ekran”. Na czterdzieści najchętniej oglądanych przez widzów filmów na kasetach w tymże roku jedynie pięć miało w pełni legalną licencję. W szczególności to następujące obrazy: „Kobra” (Cobra), „Akademia Policyjna III” (Police Academy III), „C.K. Dezerterzy”, „Łowca robotów” (Blade Runner), „Zabójcza broń” (Leathal Weapon). Jak więc widać, to bardzo niewiele. Uwagę zwracają też dość dziwaczne tłumaczenia niektórych filmów, np. klasyka Ridleya Scotta, który występuję tutaj jako „Łowca robotów” zamiast „Łowca androidów”, a „Terminator” jako „Elektroniczny morderca”.

Pozostałe 35 wyszczególnionych tutaj filmów to już obrazy pirackie reprezentujące wszelkie gatunki, dramaty np. „Pluton”, komedie np. „Złote dziecko”, filmy sportowe np. „Rocky”, horrory np. „Autostopowicz”, filmy akcji np. „Komando”, itp. W sumie to dość przypadkowe zestawienie świadczące o małym wyrobieniu polskich miłośników filmu. O ile „Imię róży” raczej dobrze świadczyło o guście polskich wideofanów, to już „Lody na patyku” raczej były tego zaprzeczeniem.

W tamtym czasie takie zestawienie nie miało dla mnie większego znaczenia, bo i tak nie miałem magnetowidu i odpowiedniego telewizora do odbioru w kolorze na jakim mógłbym oglądać te filmy. Oba te urządzenia nabyłem dopiero w drugiej połowie 1990 r. Do tego czasu o filmach na wideo najczęściej z opowieści a jedynie nieliczne widziałem dzięki jednemu z kolegów ze studiów mającego krewnych w RFN. On miał jednak te filmy w niemieckiej wersji językowej i w razie seansu na jaki nas zapraszał (mnie i moją przyszłą żonę) musiał nam je na bieżąco tłumaczyć.

340 rocznica pobytu Jana III Sobieskiego w Gliwicach

  W piątek 12 V 2023 r. uczestniczyłem w Sesji Historycznej na Zamku w Toszku pt.: "340. rocznica odsieczy wiedeńskiej i pobytu króla J...