Ponad miesiąc temu poraziła mnie informacja o planowanym
zamknięciu portalu społecznościowego Google+. Nie był to zbyt popularny w
Polsce portal (w sumie jeszcze jest, choć jego dni są policzone), ale ja go lubiłem, bo odpowiadał mi pod względem formy i
umożliwiał kontakty z innymi ludźmi. Szczególnie zależało mi na wymianie zdań z
innymi kolekcjonerami płyt, bo ich gromadzenie i słuchanie muzyki od dawna jest
moją życiową pasją.
Z tego powodu, dokładnie miesiąc temu, postanowiłem
zarejestrować się na portalu Facebook. Była to decyzja wymuszona zamknięciem
G+. Gdy w 2015 r. tworzyłem swoje konto na tym ostatnim portalu, to wcześniej
zorientowałem się także w możliwościach Facebooka. Po dokładnej analizie doszedłem
jednak do wniosku, że Facebook nie odpowiada mi pod różnymi względami.
Najbardziej irytował mnie wymuszony system polubień.
Moja rejestracja na Facebooku miesiąc temu poszła gładko.
Podczas niej podałem swoje dane osobowe, a także przesłałem zdjęcie. Jednak już
następnego dnia portal ten zażądał ode mnie drugiego zdjęcia do weryfikacji.
Także go posłałem. Pomimo tego, na trzeci czy czwarty dzień po rejestracji wyświetlił
mi się komunikat, ze zostałem zablokowany na tym portalu. Obecnie od tego faktu
minął miesiąc i nadal nie mam do niego dostępu. Pisałem oczywiście odwołania,
ale nic to nie dało.
Bardzo się tym zirytowałem, bo nie opublikowałem na tym portalu nawet słowa. Przez pierwsze kilka dni
byłem tym faktem załamany, a przez kolejne kilkanaście wkurzony. Obecnie już
pogodziłem się z tym, że Facebook z jakichś nie znanych powodów mnie nie chce.
Ale trzeba mieć swój honor i jak człowieka gdzieś nie chcą, to także nie chcieć
tam być. Więc ja już także nie chcę być na tym przefajnym portalu. Serdecznie
pitolę ten portal i życzę mu wszystkie dobrego „inaczej”.
Po informacji o zamknięciu G+ odnowiłem też swoje konto na
Bloggerze, gdzie byłem od 2011 r., ale faktycznie go nie używałem.
Postanowiłem, że to właśnie na nim będę publikował swoje przemyślenia i chwalił
się swoimi nabytkami płytowymi. Nawiasem mówić, Koleżanka z pracy, już
wcześniej wielokrotnie zwracała mi uwagę na fakt, że moje wpisy na G+
przypominały raczej blog niż typowe wpisy społecznościowe.
W sumie nie jest więc źle, bo mam bloggera gdzie mogę
publikować swe przecudne myśli, gdy w przeszłości pisałem różne teksty do
szuflady. Jedynie czego mi szkoda, to utraty bezpośredniego i szybkiego kontaktu
z osobami czytającymi moje teksty czy oglądającymi moje foto. Ale z drugiej
strony także nie żałuję tego aż tak bardzo, bo doświadczenie z użytkowania G+
wskazuje, że te kontakty z portali społecznościowych są bardzo płytkie. W
większości wypadków ograniczają się do wzajemnego lajkowania udostępnianych
treści. Oczywiście jest to przyjemne i daje wrażenie posiadania „bratnich
dusz”, ale to tylko złudzenie podtrzymywane przez interesowność każdego z
uczestników (plusik za plusik).
Przy okazji poszukiwania alternatywnych kanałów pomocnych do
promocji swojego bloga a także publikacji pewnych innych treści założyłem konta
na Instagramie, Twitterze i Photoblogerze. Pierwszy z wymienionych portali mi nie odpowiada, gdyż służy wyłącznie do publikacji zdjęć z
telefonów komórkowych, a to mnie kompletnie nie interesuje. Z tego powodu w
najbliższym czasie zlikwiduję na nim swoje konto. Dwa pozostałe także nie spełniają
moich oczekiwań, ale uznałem że Twitter może się niekiedy przydać do publikacji
niektórych moich przemyśleń , a Photoblog do publikacji zdjęć.
W moim odczuciu polska wersja Twittera jest niedopracowana,
a jego obsługa mało intuicyjna, niezrozumiała i ogólnie nieprzystępna. To
miejsce szczególnie upodobali sobie polityczni agitatorzy o różnej proweniencji
do prezentacji swoich złotych myśli. A jak wiadomo, polityk kłamie, kiedy tylko
otwiera gębę.
Z kolei Photoblog jest portalem fotograficznym na którym w
równym stopniu dominuje narcyzm tzw. przeciętnych uczestników publikujących swoje portrety i
dziwactwa oraz arogancja promujących się tutaj młodych głodnych sukcesu
zawodowych fotografów.
Od dawna mam też konto na Linkedin, a więc opiewanym przez
różnych fachowców profesjonalnym portalu służącym do przedstawiania się pod
względem zawodowym. Po przeczytaniu profesji i dorobku promujących się tutaj
osób można dojść do wniosku że cały świat jest pełen geniuszy i ludzi sukcesu –
a przecież tak nie jest. Jednak tym co najbardziej wnerwia w tym ostatnim
portalu jest jego wyjątkowo toporny wygląd i obsługa. Zastosowane tutaj
rozwiązania przypominają najbardziej kuriozalne wynalazki rodem z mrocznych
czasów stalinowskiego komunizmu.
Foto pochodzi z portalu Pixabay.